środa, 31 grudnia 2014

Tabu

            Miał szesnaście lat i nigdy nie zaznał miłości. Owszem, kochała go matka, babcia, siostra i ponoć ojciec, pijący za dużo gorzały. Nie poznał smaku uczucia osoby, która nie byłaby z nim spokrewniona, a tak bardzo pragnął kochać.
Ciągle oczyma wyobraźni starał się stworzyć obraz tej idealnej osoby, pobudzającej jego zmysły. Aż przestał żyć w świecie iluzji. W końcu się doczekał. Mógł patrzeć na nią całymi dniami, a nocami śnić o niej.
Trochę nie rozumiał uczucia, kotłującego się w jego sercu, głowie, wnętrznościach. Wiedział, że mimo iż było fascynujące i piękne, to również niewłaściwe. Zboczone.
            Gdy patrzył na to właśnie z tej perspektywy, wydawało mu się to nawet podniecające, bo czyż zakazany owoc nie smakował najlepiej?

            Ekscytował go czas, gdy odliczał minuty, sekundy do dzwonka, by mógł jak najprędzej udać się pod tamtą klasę.
            Uwielbiał być pierwszy. Widział wtedy podziw w tych konkretnych oczach, patrzących na niego zza szkieł w czarnych oprawkach. Lubił, służąc pomocą, brać w dłonie biały kubek z kawą. Zawsze czarną i nie słodzoną – kiedyś ośmielił się spróbować resztek. Niemal co piąty raz, gdy to odbierał z tych dłoni napój, ich palce stykały się ze sobą. Za każdym razem, uśmiech, skierowany do niego, sprawiał, że topił się od środka, a żar rozniecał ognisko zwane pożądaniem.
            Czy było to złe? Nie sądził. Nikomu nie robił przecież krzywdy. Ot, młodzieńcza fascynacja.
            Jednak przestało mu już to wystarczać. Masturbacja pod porannym prysznicem, byleby tylko spuścić pary przed spotkaniem z tą osobą, czy nawet wieczorem pod kołdrą, gdy to nie mógł się wyzbyć obrazów tego ciała z głowy, nie przynosiła już ukojenia.
            Potrzebował czegoś realnego. Czegoś, co uspokoiłoby rozszalałe zmysły, czegoś, mogącego ugasić ten płomień.
            Był zdeterminowany, by to zdobyć.
            Nikogo tak wcześniej nie pragnął. Nigdy nikogo nie pragnął.
            Pamiętał doskonale moment, gdy po raz pierwszy ujrzał te oczy, usta, sylwetkę oraz usłyszał ten kojący głos. Miał wtedy pewność. To była ta jedyna osoba, której z chęcią by się oddał.
            Od tamtej chwili sprzed roku, gdy ta osoba wkroczyła do jego klasy i ogłosiła się ich wychowawcą, wiedział.
            Wiedział, że to te usta będą go kiedyś całować i czule szeptać jego imię, a dłonie, niejednokrotnie umorusane kredą, błądzić po jego ciele, szukając najwrażliwszych punktów. Nie miał pojęcia skąd, ale miał pewność, że te oczy zostały stworzone tylko dla niego, tak jak i smukłe ciało skryte pod przyzwoitym odzieniem.
            Miał już dość.
            Ileż można było być cierpliwym? Ile jeszcze razy ich spojrzenia miały się skrzyżować w tłumie uczniów na szkolnym korytarzu, jakby szukały właśnie siebie wzajemnie? Ile niby przypadkowych dotknięć mieli ignorować? Jak długo, bez popadnięcia w seksualną frustrację, mieli się ocierać o siebie w przejściu?
            Aż w końcu dostał znak. Wiedział, że odniósł sukces.Ulżyło mu, że nic sobie nie zmyślił, że nie uroił sobie tych dwuznacznych spojrzeń, flirtującej postawy, lubieżnych uśmiechów.
            Zniszczona przez kredę dłoń zacisnęła się ukradkiem na jego pośladku, gdy stał przy biurku, czekając na ocenę z odpowiedzi.
            Zdumiony zerknął z ukosa w oczy ukryte za okularami. Oblizał spierzchnięte wargi i z trudem przełknął ślinę, widząc zawadiacki uśmieszek oraz wyzywający wzrok.
            Napięcie go przerosło. Musiał przeprosić i wybiec do toalety, gdzie, nie zastanawiając się nad tym, co robił, opuścił spodnie, i ulżył sobie, żałośnie przy tym postękując.
            Doszedł z głośnym jękiem, opryskując białe kafelki. Dyszał ciężko, starając się otrząsnąć. Z uczuciem wstydu i zażenowania starł papierem ściekające nasienie i, założywszy spodnie, opuścił toaletę.
            W momencie, gdy wrócił do klasy, w szkole rozbrzmiał dzwonek.
            Koledzy i koleżanki w popłochu zaczęli opuszczać salę, w obawie, że mogą dostać zadanie domowe. W pomieszczeniu pozostali tylko oni.
            Było miedzy nimi napięcie. Czuli to.
            Chłopak pomyślał, że teraz miał okazję. To, o czym do tej pory tylko marzył, mogło stać się rzeczywistością. Musiał coś zrobić. Musiał działać, inaczej zwariuje. A może już oszalał?
            Niby beztrosko podszedł do swojej ławki i zaczął pakować przybory. To była ostatnia lekcja, więc nie musiał się nigdzie spieszyć. Spojrzał ukradkiem w stronę biurka. Ukochane oczy były wpatrzone w dziennik, jednak po chwili zerknęły na pustą klasę i pozostałego w niej ucznia, taksując go z góry na dół.
            Chłopak wskazał ruchem głowy otwarte drzwi.
            Skinienie głowy dodało mu odwagi, by ruszyć się z miejsca, porwać klucz i zamknąć drzwi, oddzielając ich tym samym od reszty świata.
            – Rozumiem – usłyszał kojący głos.
            Obserwował jak odsuwa się na krześle, wstaje i podchodzi do niego, sięgając nasady nosa, by zdjąć okulary.
            – Podejdź do mnie.
            Chłopak bez sprzeciwu wykonał polecenie, czując jak pociły mu się ręce oraz drżały nogi z podekscytowania.
            Dłonie sięgnęły jego koszulki i uniosły materiał, ściągając ją z niego oraz odrzucając gdzieś w bok. Chłodne palce, ubrudzone kredą, pogładziły jego kościsty mostek, wystające obojczyki, wędrując po barkach i łopatkach w dół pleców, pozostawiając po sobie niewidzialny, palący ślad.
            Szybko został pozbawiony spodni.
            Stał w samych bokserkach, patrząc z lekkim strachem, ale i podnieceniem, na osobę górującą nad nim. 
            Obserwował jak ta pozbawia siebie niektórych części garderoby: marynarki oraz koszuli.
            Nie mogąc się powstrzymać, chłopak zaczął dotykać ciało, o którym tyle śnił. Skóra była gorąca w dotyku, dokładnie tak samo jak w jego fantazjach. Czuł jej napięcie, pracujące pod nią mięśnie, twarde kości.
            Napawając się tą chwilą, poczuł palce zakleszczające się na kroczu, masując je poprzez cienki materiał bielizny. Przyjemna fala zalała jego ciało, a gdy ciepły oddech wkradł się do jego ucha, skapitulował.
            Ze wstydem odwrócił twarz.
            Usłyszał stłumiony śmiech, a później został pozbawiony mokrych bokserek.
            Przymknął oczy i zacisnął zęby oraz dłonie w pięści, w momencie jak ciepłe wargi objęły jego członka, w mig odzyskującego swą witalność.
            Chłopak sapnął. Nie mogąc się powstrzymać, złapał za miękkie włosy i docisnął tak dobrze znaną twarz do łona, pogłębiając pieszczotę. Zaczął się poruszać. Instynkt wziął nad nim górę.
            Nie panował nad emocjami. Buzowało w nim szczęście, narkotyczne uniesienie. Właśnie dostawał wszystko czego pragnął.
            Niemal krzyknął, spinając blade pośladki. Doszedł głęboko w ustach. Mógł poczuć zęby przy wzgórku. Wilgotny penis niemal od razu się skurczył.
            – Połóż się – usłyszał głos, jakby zza gęstej mgły.
            Na wpół przytomny z ekstazy położył się na twardym biurku, nie mogąc się doczekać dalszej części.
            Rozmarzony zamknął oczy. Usłyszał szczęk paska oraz szelest opadającego na podłogę materiału.
            – Rozluźnij się.
            Ten głos przeszył jego zmysły, sprawiając, ze zadrżał na całym ciele. Jedyne, co mógł zrobić to się mu ostatecznie oddać.
            – Tak, profesorze – wyszeptał, czując jak coś zaczęło napierać na jego pośladki.
           

1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniały tekst, marzył o tym, aż w końcu to się spełniło...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Komentarze karmią wenę.