niedziela, 15 maja 2022

Zaułek

     Jesień była bardzo deszczowa, czemu wtórował zimny wiatr, starający się wedrzeć przechodniom za kołnierze wraz z kroplami deszczu, spadającego z nieba. Porywiste podmuchy kradły ludziom czapki z głów, podstępnie ściągały kaptury i zawijały szaliki wokół twarzy. Nikt nie miał najmniejszej ochoty na to, aby opuszczać ciepłe mury swojego domku, gdzie było ciepło i przyjemnie. Jednak, mimo paskudnej pogody zdarzali się tacy śmiałkowie. Wszak ludzie mieli swoje mniejsze oraz większe obowiązki.

Zasapany pan z wąsem, trzymający kurczowo jedną ręką swój beret na łysiejącej głowie, zaś drugą przyciskającą do piersi teczkę, spieszył się na bardzo ważne spotkanie. Burknął wściekle, gdy wdepnął w głębszą, niż się spodziewał kałużę. Mijająca go siwa kobieta, z foliowym kapturem mocno związanym pod szyją, łapała co chwilę za rozwalający się na wietrze parasol. Po drugiej stronie ulicy szedł młody chłopak. Kaptur czerwonej kurtki osłaniał mu twarz. Na plecach miał założony tornister. Dłonie ukrył w kieszeni kurtki. Parę razy obrócił się za siebie, sprawdzając, czy aby na pewno nikt go nie widział.

Widząc, że mijani go przechodnie nie zwracali na niego uwagi, zdjął z ramion plecak, przystając przy zaułku, gdzie z pobliskiego sklepu wynoszono co wieczór śmieci do wielkiego kontenera. Bez skrępowania rozsunął suwak, a ze środka wyjął coś puchatego, co cisnął prosto w zaułkową kałużę.

Już cię nie potrzebuję. W szkole się śmieją, że ciągle z tobą chodzę powiedział chłopak, patrząc w czarne guziczki, będące oczami pluszowego misia.

Miś patrzył na chłopaka, ale ten zaraz poszedł w swoją stronę, zostawiając zabawkę na deszczu w kałuży, której woda zaczęła coraz bardziej wsiąkać w mięciutki materiał pluszaka.

Jak to mnie nie potrzebujesz? Adasiu? spytał miś, zaś imię chłopaka, który go porzucił wypowiedział z prawdziwym przejęciem.

Głowa misia smutno oparła się na pulchnym brzuszku z pofilcowanym brązowym futerkiem.

Na pewno mnie nie porzuciłeś, prawda? Wrócisz po mnie. Jak zawsze wracałeś, gdy o mnie zapomniałeś i zostawiałeś w huśtawce na placu zabaw. Mieliśmy tyle radosnych chwil razem. Przecież nie raz płakałeś mi w futerko, gdy byłeś malutki i miałeś koszmary. Mówiłem wtedy, że nic ci nie grozi, bo ja jestem przy tobie. Adasiu? mówił miś cichutko.

Miś spojrzał w miejsce, gdzie stał chłopak, jednak ten nie wrócił. Zamiast niego, na misia patrzyła dziewczynka spod niebieskiej parasolki.

Fuj powiedziała, krzywiąc się. Pewnie zasikany dodała i ruszyła w swoim kierunku, pozostawiając misia samego.

Jestem czystym misiem żachnął się pluszak. Czarne guziczki popatrzyły na brązowe futerko.

Może nie jestem nowym i puchatym misiem, ale za to czystym. Mama Adasia prała mnie regularnie oznajmił, jednak nikt nie słuchał porzuconej zabawki.

Nikt jej nawet nie słyszał, bowiem, aby usłyszeć zabawkę trzeba mieć z nią prawdziwą więź. Tylko dzieci rozumieją swoje zabawki, i tylko bardzo niewielu dorosłych dalej to potrafiło.

W pewnym wieku przestawało się rozmawiać z zabawkami. Powierzać im swoje tajemnice, lęki, opowiadać o tym, jak minął dzień, podczas herbatki w towarzystwie wystrojonych lalek na ich wytwornym przyjęciu.

Miś rozejrzał się po zaułku. Jego plecy były oparte o kontener na śmieci. Pluszak siedział w cieniu i chłodzie, co wcale a wcale się mu nie podobało. Zaułek był wąski i mało widoczny, przez co sam miś był ledwo dostrzegalny. To, że zauważyła go tamta niemiła dziewczynka, było prawdziwym zrządzeniem losu.

Szkoda tylko, że nie przeniosła misia w bardziej suche miejsce. Kałuża nie należała do najprzyjemniejszych. Woda w niej była brudna i zimna. I śmiesznie pachniała.

 

Ruch na ulicy widocznej z zaułka powoli ustawał. Jasność dnia zaczęła ustępować ciemności nocy. Wkrótce zapaliły się uliczne latarnie, w tym jedna w zaułku nad drzwiami, prowadzącymi na tyły sklepu. Drzwi w pewnym momencie otworzyły się, a pan w kolorowym fartuchu wyrzucił do kontenera worek śmieci. Na mokrego misia nawet nie spojrzał.

Ej, halo, przepraszam, tu jestem! Zimno mi! zawołał miś, co było na nic.

Tylko Adaś mógłby go usłyszeć, gdyby tylko tu był.

Guziczkowe oczka wpatrywały się w kałużę. Tylko dzięki niej mógł zobaczyć, jak jasne niebo zmieniało kolory. Na pomarańczowe, różowe, aż w końcu stało się granatowe, a na nim zaczęły pojawiać się jasne punkciki.

Miś pamiętał, jak z Adasiem jeszcze parę dni temu siedzieli na parapecie i wyglądali nocą przez okno. Adaś już wtedy rzadko się do misia odzywał.

W kałuży zamigotało coś jeszcze. Coś co nie było gwiazdami. Te migoczące punkciki były namalowane na jakimś niewyraźnym kształcie, który przysłonił gwiazdy odbijające się w wodzie.

Co tu robisz?  usłyszał miś, który z trudem spojrzał na intruza.

To mój zaułek powiedział nieznajomy głos.

Leżę w kałuży, nie widać? poskarżył się miś. Nawet nie wiem gdzie jestem dodał.

W końcu udało się przekrzywić misiowi głowę tak, aby móc spojrzeć na właściciela tego melodyjnego głosu.

Patrzyły na niego świecące w ciemności złote oczy. Twarz intruza była równie włochata niczym zmechacone futerko misia. Jednak futerko przybysza było białe, misia zaś brązowe. Długie wąsy zadrżały, a różowy nos się poruszył, gdy nieznajomy chciał obwąchać pluszaka.

Kim jesteś? spytał miś.

Jestem kotem. A to mój zaułek, jak wspominałem, zaiste miauknął przybysz, siadając z gracją, a swoje białe łapki owinął puchatym ogonkiem.

Jesteś brudny zauważył miś, przyglądając się kotu.

Nie mam domu, to jestem, zaiste. A ty kim jesteś? spytał kot.

Misiem. Nazywam się Guzik i należę do Adasia. Wcześniej należałem do mamy Adasia, Basi. Basia przestała mnie słyszeć, to oddała mnie Adasiowi, jak ten pojawił się w naszym domu. Były tam też inne misie, ale z czasem zaczęły znikać. Może tez poszły do nowych dzieci, jak ja do Adasia. To Adaś mnie tu zostawił i tak siedzę. Czekam na niego. Wróci po mnie. Zawsze po mnie wracał opowiedział Guzik.

Kot zmarszczył brwi aż zadrżały mu wąsy. Prychnął w łapkę i potrząsnął głową na boki.

Guzik, oj, Guzik. Skoro tu jesteś, to Adaś nie wróci, zaiste odparł kocur, wstając i się przeciągając. Uwierz mi, zaiste, na słowo, bowiem jakby to było wczoraj, pamiętam sam wylądowałem w tym zaułku, Guziku wyjawił kocur, patrząc uważnie na misia.

Obszedł pluszaka i wskoczył na kontener, w którym zaczął energicznie przebierać łapką.

Dlaczego? padło pytanie misia, zaś kocur tylko prychnął i miauknął z irytacją. Wychylił się, aby uraczyć misia spojrzeniem pełnym nonszalancji.

Pytasz mnie, Guziku, o to dlaczego się tu znalazłem, czy dlaczego Adaś nie wróci?

Miś zastanowił się chwilę.

Dlaczego Adaś po mnie nie wróci sprostował Guzik całe swoje nadzieje, pokładając w kocie, który nie tylko go słyszał, ale i rozumiał.

Kot zeskoczył z kontenera, a w pyszczku trzymał kawałek szynki. Ostrożnie ułożył swoją kolację przed sobą, uważając, aby jej nie zabrudzić, czy w kałuży nie zamoczyć. Polizał swoje jasne łapki, jednak ten zabieg nie sprawił, że nagle stały się czyste. Całe białe futerko kotka było umorusane.

Zaiste, musisz mieć tylko plusz w tej puchatej głowie westchnął kocur, jakby nie miał ochoty wdawać się w dalsze dyskusje z misiem.

Adaś po ciebie nie wróci, dlatego, bo to ludź, a ludzie nie wracają po coś, co wyrzucili na śmietnik. Tez wylądowałem w tej kałuży. Tydzień doprowadzałem moje piękne białe futerko do porządku, a wierz mi, łatwe to nie było. Zaiste, tak jak ty teraz, patrzyłem za róg zaułka i czekałem. Długo czekałem, aż w końcu musiałem ruszyć w świat. Zaiste, nie mogłem tu tyle czasu siedzieć. Coś jeść muszę, a tu powiedziawszy to, wskazał łapką na kontener jedzenie dają tylko wieczorami. I to nie zawsze.

Też zostałeś wyrzucony? spytał zmartwiony miś.

Kot pokiwał głową.

Miś westchnął smutno, nie tylko nad swoim losem, ale także nad losem tego pięknego kocura.

Powiedzieli, że mnie już nie potrzebują dodał kot, łapiąc szynkę w pyszczek, po czym odwrócił się i bez pożegnania czmychnął z zaułku, pozostawiając misia samego.

 

Guzik został sam. Noc zaczęła się na dobre. Dało się słychać najróżniejsze odgłosy, jakie można usłyszeć tylko wtedy, gdy słońce chowało się zmęczone za horyzontem, a na jego miejscu pojawiał się rozbudzony księżyc.

Z pobliskiego parku słychać było pohukiwanie jakiegoś ptaka, świerszcze z pobliskiego skwerku dawały głośny koncert. Czasem zaszczekał pies. Gdzieś kłóciły się koty, których miauknięcia niosły się po okolicy.

W zaułku, coś zaszeleściło, co sprawiło, że Guzik sapnął lekko wystraszony.

Skrobotanie, drapanie, lekkie popiskiwanie były odgłosami dla misia zupełnie nowymi. Czymś czego do tej pory nigdy nie słyszał. Nie miał pojęcia, co za stworzenie mogło je wydawać, ale jedno było pewne Guzikowi one się nie podobały.

Najgorsze w byciu pluszowym misiem było to, że nie potrafiło się chodzić; nie mógł więc czmychnąć i się schować pomiędzy ścianą a kontenerem, pod którym siedział.

Ciągle tylko ten zaułek. Dlaczego nie możemy sobie poszukać innego, he? Tu niczego nowego nie znajdziemy, jeno szynka i ser, szynka i ser dało się słyszeć wyraźnie czyjś piskliwi głosik, a chrobotanie przybrało na sile.

Maciek, nie marudź. Nie mam siły na dalekie wędrówki. Starość nie radość, wiesz? Jak sam będziesz mieć trzy lata to wtedy pogadamy odpowiedział drugi, równie piskliwie.

Zza kontenera wyłoniły się dwie - mniejsze od kota włochate postacie. Miały podłużne ciałka, pokryte szaro-ciemnym futerkiem. Różowe uszka, ogonki i nosek na podłużnym pyszczku oraz małe czarne okrągłe paciorkowate oczy.

Widząc misia, jedna z postaci stanęła na dwóch łapkach i obwąchując powietrze, ruszała zabawnie noskiem.

Bogdan, cho no tu na chwile, he.

No, co znowu, Macieju? Doprawdy... zdanie zostało przerwane w połowie, gdy drugie paciorkowe oczy zwróciły się wprost na Guzika.

Dobry wieczór przywitał się cicho miś. Jestem Guzik, pluszowy mis. Proszę, nie róbcie mi krzywdy.

Widzisz, Maciek. Pluszowy miś. A ty od razu dęba stanąłeś, jakbyś zapomniał, żeś szczur z kanałów, a nie koń wystawowy powiedział Bogdan.

Zaraz spojrzał na misia i podrapał się po lekko siwym pyszczku.

Bogdan jestem, Guziku. Krzywdy ci nie zrobimy. Jedzenia szukamy. Wiesz, może czy ten ludź już coś wrzucał do tego cudu natury i techniki, zwanego przez dwunożnych śmietnikiem?

Mój kanał, to najlepszy kanał w mieście, Bogdan. Zaraz w centrum, dobra lokalizacja, ogrzewane rurami cieplnymi, z dostępem do wody pitnej, co to cieknie po ścianie z tej od lat niezałatanej przez dwunogich dziury. Młody szczurek najwyraźniej nie zwrócił w ogóle uwagi, że jego kompan od krótkiej chwili wdał się w rozmowę z misiem i już w ogóle go nie słuchał.

Ten gaduła, to Maciej. Jesteśmy szczurami. Nie napadamy na pluszowe misie. Swoją drogą, Guziku, skąd się tu wziąłeś? zainteresował się Bogdan.

Szczur miał zamiar usiąść obok misia, jednak zaraz, jak tylko zamoczył łapkę w kałuży cofnął się i spojrzał na Macieja, który dalej był pogrążony w rozmowie samym z sobą.

Maciek zawołał Bogdan. Maciek, do stu kotów, skup się, szczurze niemyty.

He? Maciej zwrócił swoje czarne oczka na swojego kompana.

Utrapienie mruknął pod nosem starszy szczur, kręcąc przy tym głową. Wskazał zaraz łapką na misia. Pomóż mi przenieść tego biedaka tak, by nie siedział w tej paskudnej kałuży. To się ne godzi, by jakakolwiek istota siedziała z kuperkiem w tak mało przyjemnym bajorku wyjaśnił.

Naprawdę to dla mnie zrobicie? ucieszył się Guzik. Strasznie mi źle. Morko i zimno.

No dobra, he skwitował Maciej, zacierając łapki i podszedł do misia, chcąc go złapać pod ramię.

Z drugiej strony Bogdan, uczynił to samo. Trochę się szarpali, trochę zasapali, ale udało się im podnieść nasiąkniętego wodą pluszaka i odstawić obok, gdzie było bardziej sucho.

No, mały, tu powinno być ci zdecydowanie lepiej powiedział Bogdan.

Dziękuję wam. Szczury to naprawdę muszą być szlachetne zwierzęta odparł Guzik, zadowolony, że nie musiał już siedzieć w tej lodowatej wodzie.

Czy takie szlachetne? Widzisz, mały, z tą szlachetnością to różnie bywa. Mi się nie chce już bawić w intrygi i przysługi za przysługi, za stary na to jestem. Trzy lata skończyłem parę dni temu. Marzy mi się ciepła norka i spiżarka zapchana po sufit. Ale ten tam tu Bogdan wskazał na Maćka, co zaczął się po kontenerze wspinać, aby poszukać czegoś do jedzenia. To już inna historia. Młody jest, to i cwany wyjaśnił.

Oh... oh... oh! Nie, nie, nie… NIE! zawołała Maciek, starając się utrzymać równowagę na krawędzi kontenera.

Niestety, nie udało się mu to. Łapki ślizgały się po mokrej powierzchni, chcąc złapać się czegokolwiek pazurkami. Na próżno. Szczurek stracił równowagę i spadł prosto w lodowatą kałużę, w której jeszcze przed chwilą siedział porzucony Guzik.

Woda chlusnęła na wszystkie strony. Bogdan, osłonił się łapkami, jednak Guzik nie miał takiej możliwości i filcowe futerko znowu było mokre.

Szczur Bogdan spojrzał na misia przepraszającym wzrokiem, po czym, kręcąc głowa zwrócił się do swojego przyjaciela.

Macku, i po co tam szedłeś sam, co?

Maciek wyszedł z kałuży i zaraz się roześmiał.

Widziałeś ten lot, he? spytał wesoło Bogdana. Gdyby dawali za takie wyczyny jedzenie już nigdy nie przymieralibyśmy głodem, Bogdan — powiedział Maciek, otrzepując się energicznie z wody.

— Nic ci się nie stało? — spytał miś.

Maciej uniósł szczurze brwi zdziwiony pytaniem.

— Nie, ale dziękuję za troskę — odpowiedział, po czym zwrócił się do Bogdana:

— Z tego co widziałem, to nic tam jadalnego nie ma. Nic tu po nas. Musimy iść dalej.

— Już idziecie? — zapytał Guzik wyraźnie zasmucony tą nowiną. Nie chciał znowu zostawać sam. Była noc, a nigdy nie wiadomo co następnym razem wyłoni się z ciemności.

— Widzisz, mały, my szczury musimy coś jeść, tu niczego takiego nie ma. Musimy ruszać w dalszą drogę. Kto wie, może się jeszcze spotkamy. Uważaj na siebie Guziku — powiedział Bogdan, po czym pomachał do misia.

Maciej siknął misiowi na pożegnanie głową i czym prędzej ruszył za starszym kolegą. Po chwili oba szczury zniknęły za zakrętem, a Guzik został sam.

 

Chwila samotności jednak nie trwała długo, bowiem po paru minutach do zaułka dumnym krokiem wszedł kot, z którym to Guzik rozmawiał z początkiem wieczora.

Kocur, widząc misia, miauknął zdziwiony.

— Zaiste, to znowu ty — powiedział, podchodząc do pluszaka. — Myślałem, że jak wrócę to ciebie już tu nie będzie.

Guzik spojrzał na kocura.

— A niby jak miałbym stąd zniknąć skoro nie potrafię chodzić. Jestem tylko pluszowym misiem, nie żywym zwierzątkiem — odparł Guzik.

Kocur usiadł obok misia.

— Zaiste — przytaknął. — A jednak nie siedzisz już w tej kałuży. Czyli potrafisz się ruszać.

— Nie prawda — zaprzeczył Guzik. — Pomogły mi szczury. Zanim przyszedłeś pojawiła się tu taka dwójka miłych szczurków.

Kocur prychnął.

— Szczury, zaiste. Nie powiedziałbym aby te stworzenia należały do najmilszych, ale skoro ci pomogły... Przynajmniej nie będziesz mokry. Zaiste, bycie mokrym to bardzo nieprzyjemne uczucie — powiedział kocur.

— Jak masz na imię, kocie? — spytał miś, bowiem nie widział, jak zwracać się do swojego rozmówcy.

Kocura najwidoczniej zdziwiło to pytanie. Jego długie wąsy zadrżały, poruszone ruchem głowy, gdy ten przechylił ją ciekawsko w jedna stronę, aby uważniej przyjrzeć się Guzikowi.

— A dlaczego mnie pytasz?

— Nie chcę mówić do ciebie „kocie”. Uważam, że to bardzo nie ładnie. Moje imię znasz. Chciałbym poznać twoje, skoro już tu siedzimy razem i rozmawiamy — wyjaśnił pluszowy miś, a kocura najwidoczniej ta odpowiedź usatysfakcjonowała, bo pokiwał głową.

— Zaiste, masz rację, Guziku. Nazywam się Akysz — wyjawił kot, dumie przy tym unosząc pyszczek.

— Akysz? — zdziwił się Guzik. — Cóż za niespotykane imię.

— Zaiste — przyznał Akysz. — Nie zawsze się tak nazywałem. Kiedyś, dawno temu, kiedy moje futerko było mięciutkie, gładkie i błyszczące, czyste, świeże, pachnące tym, czym pachniał dom, w którym mieszkałem, nosiłem imię Puszek — powiedział Akysz.

— Dlaczego więc teraz nazywasz się Akysz, a nie Puszek? — spytał miś.

Kocur stanął na równe łapki i się przeciągnął, mocno przy tym wyginając swoje plecy. Zamruczał pod nosem. Zrobił parę kroków na około pluszowego misia, po czym westchnął jakby ze smutku.

Przystanął w końcu obok Guzika i spojrzał na nocne niebo usłane gwiazdami.

— Mówiłem Ci wcześniej. Tak, jak ciebie, ktoś mnie tu zostawił. Tyle, że wtedy było znacznie zimniej. Zaułek był brudny i mokry od topniejącego i zamarzającego na przemian śniegu. Zaiste, zimna to była pora, a ja byłem ledwo dorosłym kociakiem — podjął opowieść kocur, a głos jego był niezwykle spokojny i melodyjny.

— Tak, jak ty upierałem się, że po mnie ktoś wróci. Przecież w domu było ciepło, zawsze wszystko mogłem. Miałem pełną miskę. Dużo zabawek. Kryjówek. Co wieczór drapano mnie za uchem, głaskano gdy zasypiałem na kolanach, gdy moje dwunogi patrzały w ten ich telewizor. W końcu coś się zmieniło. Urosłem. Z kolan mnie coraz częściej zrzucano. Zapominano nasypać mi karmy. Pochowano moje zabawki. Pewnego dnia, bawiłem się z moim człowiekiem. Byłem taki szczęśliwy, że mnie w końcu zauważył, zaiste. Wskoczyłem do kartonu, który mi podsunął z zabawką, a ten go zamknął ze mną w środku. Gdy karton się otworzył, byłem już tutaj i nim zdążyłem zareagować, ujrzałem tylko, jak człowiek na mnie patrzy i zatrzaskuje drzwi samochodu. Odjechał, zaiste. Ja zostałem tu sam. Gdy tak czekałem, aż mnie stad zabiorą, zgłodniałem, więc wskoczyłem na ten kontener  Tu Akysz wskazał śmietnik, pod którym oboje się znajdowali.  Gdy tak szukałem w tych śmieciach, czegoś co by warto było zjeść, usłyszałem głośne „akysz”. Zaiste, tak mnie nazwano. Akysz. Powtórzył to ten człowiek jeszcze parę razy i mnie strącił miotłą. Zaiste, wyobrażasz to sobie? Mnie, miotłą?

Guzik mimowolnie się zaśmiał. Nie chciał sprawić kotu przykrości, jednak sposób w jaki to powiedział, naprawdę rozbawił misia. Miś jednak szybko się zreflektował i poprosił kocurka o to, aby ten kontynuował.

Akysz odchrząknął i usiadł obok misia. Na tyle blisko, że Guzik mógł poczuć ciepło bijące od kota.

— Pomyślałem, że nikt nie będzie mnie ganiał miotłą. Zaiste to było bardzo poniżej mojej godności i nie mogłem się godzić na takie traktowanie. Ruszyłem więc stad. Wiedziałem, że samym siedzeniem tu niczego do jedzenia nie znajdę, a jeść coś musiałem. Byłem bardzo głodny, zaiste… No więc chodziłem od drzwi do drzwi, od zaułka do zaułka, a gdzie bym nie poszedł, słyszałem te imię: „Akysz”. Pomyślałem, że może mnie z kimś mylono i wyglądam, jak ten owy „Akysz”. Przyjąłem w końcu ten los i to imię. Akysz mnie nazwała ulica, na której musiałem zamieszkać. Puszek… Puszek musiał odejść w zapomnienie, zaiste.

— To bardzo smutna historia, Akyszku. Smutne jest to, ze ktoś jest w stanie zostawić kogoś tak na pastwę losu. Kogoś kto był częścią domu. Takie rzeczy nie powinny się dziać.

Kocur uśmiechnął się po swojemu, ruszając przy tym wąsami.

— Zaiste, masz racje, Guziku. Nikt nie powinien doświadczać takiego losu. Jednak takie rzeczy się dzieją. Stało się to mnie. Stało się to tobie.

Guzik pokiwał delikatnie główką, po czym oparł ją o ciepłe futerko kocura.

Ten zdumiony spojrzał na pluszowego misia, jednak niczego nie powiedział.

— Gdy mnie pierwszy raz tu ujrzałeś, powiedziałeś, że to twój zaułek. O co ci chodziło, Akyszku? — zapytał miś.

— Bo zawsze tu wracam. Zawsze staram się, abym rano tu był. Wracam nocą, by dzień przywitać widokiem tej ulicy. Bo mam nadzieję, Guziku. Zaiste, nadzieja to jedyne co mi zostało, po tak długim czasie.

— Nadzieja? — zdziwił się  miś, a kocur westchnął.

 Nadzieja, że pewnego ranka, gdy otworzę oczy mój człowiek tu będzie. Widzisz. Nie wiem, co się stało. Nie wiem, dlaczego tu wylądowałem. Może sytuacja tego wymagała. Może tak musiało być. Może coś się wydarzyło. A co jeśli oni po mnie wrócą? Bo będzie już dobrze? Wrócą i mnie tu nie będzie? Zaiste, nie mogę na to pozwolić. Dlatego wciąż czekam — odparł z wielką determinacja Akysz.

Guzik tym razem zdziwił się już na poważnie.

— To dlaczego powiedziałeś mi,żebym nie czekał, bo nikt po mnie nie wróci?

— Oh, zaiste, tak powiedziałem. To dlatego, że minął rok i nikt po mnie nie wrócił. Tak samo nikt nie wrócił, po Burka co dwie ulice dalej ma budę z kartonu. I po Kicię z sąsiedniej alejki też nikt nie wrócił. A są tu dłużej ode mnie.

— Czy oni też czekają? — zapytał Guzik.

— Tak. Oni też czekają — przyznał kocur.

Akysz wstał i podreptał w kółko, aby móc zwinąć się w kłębek. Ku zaskoczeniu pluszowego misa, Akysz ułożył się tak, że swoim ciałem okrył go, jakby chciał ochronić przez chłodem nocy.

— Akysz?

— Zaiste, Guziku, jestem zmęczony. Śpij.

Guzik uschnął się i wtulił w kocie futerko. Spojrzał jeszcze w niebo, a widząc jak coś na nim migocze, uśmiechnął się pod nosem. Przypomniał sobie, co wtedy robił jego Adaś, gdy coś tak błyskało nocą na niebie. Guzik uczynił to samo. Cicho pod nosem, aby nie zbudzić kota, powiedział:

— Gwiazdko z nieba: znajdź dla nas dom.

 

Poranek przywitał śpiącego kocura i pluszowego misia promieniami jesiennego słońca, które przyjemnie grzało, co było miłą odmianą po wczorajszym pochmurnym oraz deszczowym dniu.

— Akysz, obudź się. Akysz — Guzik starał się obudzić kota, bowiem w śpiącą dwójkę wpatrywały się rozszerzone ze zdumienia i zachwytu niebieskie oczy.

Sześcioletnia dziewczynka patrzyła to na kota, to na misia, a jej buzia była rozciągnięta w szczerym uśmiechu.

— Co się dzieje, Guziku? — zamruczał kocur, leniwie otwierając jedno oko.

Widząc dziewczynkę, otworzył oba i zaraz uniósł głowę, aby móc się jej lepiej przyjrzeć.

— Kto to jest, Guziku i dlaczego na nas patrzy? — zapytał Akysz pluszowego misia.

Ten tylko westchnął.

— Nie wiem. Obudziłem się i już tu była.

— Mamo! Mamo! Mamo, chodź tutaj szybko! — zawołała dziewczynka zwracając głowę, w prawo.

Nie minęła chwila, a obok dziewczynki pojawiła się kobieta.

— Amelko, dlaczego się zatrzymałaś? — spytała mama.

— Patrz. Kotek — powiedziała Amelka, wskazując palcem na Akysza.

Mama spojrzała za córką i uśmiechnęła się delikatnie.

— Owszem, bardzo ładny kotek — przyznała kobieta, a na te słowa Akysz miauknął ukontentowany. Zaraz też usiadł dumnie i prosto, jakby chciał, by te dwie osoby go podziwiały.

— Mamusiu, a czy możemy go zabrać? — spytała Amelka, po czym ukucnęła i wyciągnęła dłoń w kierunku Akysza.

— Czy ja dobrze słyszałem? — spytał Guzik kocurka.

Ten obrócił się go swojego kompana i wesoło uniósł wąsy.

— Zaiste — odparł Akysz, po czym spojrzał na Amelkę.

— Mamo, on rozmawia z tym misiem — Amelka zdawała się być tym faktem bardzo rozbawiona.

Kobieta ukucnęła obok córeczki i przyjrzała się kotu.

— Nie wygląda na chorego. A ten miś chyba mu dotrzymywał towarzystwa — przyznała kobieta.

— Mamo, oni nie mogą tu zostać. Zima idzie. Zabierzmy ich do domu — oznajmiła stanowczo Amelka.

Akysz w tym momencie podszedł pod dłoń dziewczynki i pozwolił się pogłaskać.

— Możemy zabrać kotka. Ten miś ci nie jest potrzebny — oznajmiła kobieta, wstając.

Amelka natomiast podniosła Akysza na ręce, po czym pochyliła się aby złapać misia za mokre ramię.

—To przyjaciele. Przyjaciół nie wolno rozdzielać. Misia upierzemy, kotka wykąpiemy. Będzie im dobrze.

Akysz zerknął na trzymanego w dłoni Amelki Guzika.

— Cóż za niewiarygodny początek dnia. Zaiste to jakiś cud — zamiauczał kot.

Guzik się zaśmiał.

— No dobrze — odezwała się mama, odbierając od Amelki kota, aby mu się przyjrzeć.

— Jak go nazwiesz?

Amelka zastanowiła się chwilę, po czym wzruszyła ramionami.

— Jest taki puchaty. To oczywiste, mamo. Puszek.

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze karmią wenę.